Japonia może wydawać się dość ekstremalnym przykładem, jednak i u nas działają podobne mechanizmy dostosowywania do ogólnie panujących norm i zasad. Taka kara wymierzana przez społeczeństwo, dla tych co odstają. Będzie to presja, jakieś oczekiwanie wiszące w powietrzu, uwagi kierowane niby do siebie, docinki, sarkazm, na który przecież nie można się obrazić, bo „No co ty, na żartach się nie znasz?” Czasem to, że ktoś nas unika, ignoruje albo skarży na nas komuś z rodziny. To taka przemoc w białych rękawiczkach, że niby wiesz, że coś jest nie tak, ale właściwie nie wiesz czego się przyczepić.
Mam wrażenie, że rodzice szczególnie odczuwają taką presję. W końcu to od nas zależy wychowanie kolejnego pokolenia i musimy to zrobić w sposób poprawny. Możemy być pewni, że każde nasze potknięcie, każde złe zachowanie naszego dziecka będzie zauważone i wytknięte. A zwłaszcza, gdy zdecydujemy się na inny styl wychowawczy niż np. ogólnie przyjęty system kar i nagród. Wielu rodziców pozostaje wtedy samych w otoczeniu osób, które zdają się tylko czekać żeby skomentować, że sama tego chciałaś, że tak to jest jak się na wszystko pozwala, że dziecko powinno mieć granice, że dajesz sobie wejść na głowę, że trzeba by było dać w d… i by było po sprawie. Wielu rodziców zaczyna w takim otoczeniu tracić wiarę w swoje przekonania.
I możemy mówić, że te głosy nie są ważne, ale sprawdźcie ze sobą, gdy wasze dziecko zaczyna krzyczeć w sklepie czy nie rozglądacie się na boki, sprawdzając czy was ktoś nie widzi. To ogromny stres. Czasem tylko dlatego, że ktoś nas obserwuje zachowujemy się w takiej sytuacji inaczej niż byśmy chcieli zareagować. Nawet jeśli jesteśmy pewni co byśmy chcieli zrobić, ta pewność może zostać w tym momencie zachwiana.
Myślę, też że bardzo trudno jest zarówno dzieciom, jak i rodzicom, którzy mają inaczej, gdy dzieci trafiają do szkoły. Jest to miejsce, w którym panują utarte od lat zasady, reguły, pewien rygor. Gdzie są powielane schematy działania i trudno jest z nich wyjść. Gdzie boimy się wychylać aby przypadkiem nie odbiło się to na naszym dziecku. Dlatego to jest miejsce, gdzie wielu rodziców się dostosowuje i namawia do dostosowania się swoje dzieci. Płaczemy razem z dziećmi, gdy widzimy jak im trudno, siedzimy godzinami nad zadaniami domowymi, czasem krzycząc, wymuszając, bo przecież trzeba to zrobić. Mówimy do dzieci, że muszą to jakoś przejść, bo każdy przechodzi. A gdy jednak odważamy się inaczej, jesteśmy dziwakami, wprowadzamy zamęt. Zaczynamy odczuwać presję, oczekiwanie, słyszymy uwagi kierowane niby do siebie, docinki, sarkazm, na który przecież nie można się obrazić…
Stąd chyba troska starszego pokolenia o to aby odpowiednio szybko socjalizować dzieci, czyli przyzwyczajać je do zasad, kar, nagród i ich nacisk abyśmy to robili. Obawiają się, że jeśli damy dziecku za dużo wolności, to ono nie będzie potem umiało przystosować się do szkoły, do siedzenia w ławce, posłuszeństwa nauczycielowi. Myślę, że oni często wiedzą jak to było, gdy odstawali. A jak mówi Japońskie przysłowie: „Każdy wystający gwóźdź trzeba dobić”